Menu nawigacyjne
strona glwna
kim jestem
program wyborczy
aktualnosci
galeria
o mnie w mediach
dla prasy
ksiega gosci
kontakt

Banery

Światowy Kongres Polaków

Łazarski

Banery bottom


Wesele Iwonki i Marcina autorka Teresa Dominiczak
Data dodania: 2014-09-23 18:38:50

12 sierpnia 2000 - Wesele Iwonki i Marcina Wielki dzień dziś. Dzień wspaniały... Głośna muzyka. Echa wstały I przez wiele ulic miasta Już od świtu wieść narasta. Zjechał się niemały tłum, Czyniąc rwetes, śmiech i szum... Wszystkie głosy są związane Z weselem. To niesłychane- W tym kościele - pół wieku temu Babcia ślubowała swemu, A dziś, jak Dziadek przed tylu laty, Wnuk zapragnął być żonatym. Już zagrano i od razu Panna płynie jak z obrazu... Lekką stopą... do ołtarza Jakby anioł zszedł z witraża. Obok Młodej - dumny Tata, Wzrokiem gości swych omiata, Łzy hamuje ze wzruszenia, Drży i czasem krok swój zmienia, Bo za chwilę słodkie dziecię, Co z miłością chował przecie- Oddać musi młodzieńcowi, Który śluby postanowi: „Miłość, wierność” piękne słowa, Więc Tato niepokój chowa I podchodzi do Marcina, Który dumnie tors wypina, Bo tą śliczną pod welonem Za chwilę weźmie za żonę. Myśli Młody cały happy: „Już nie może mi być lepiej”. W pierwszej ławie, u ołtarza Jedna z Mam wrażenie stwarza Jakby co dzień była świadkiem Takich świat... A Babcia z Dziadkiem Płacz hamują: „ Boże Drogi! To już tyle lat... tej drogi... Wspólnych nocy oraz dni... Czy to mi się tylko śni? Myśli Babcia i ukradkiem splata swoje ręce z Dziadkiem. To ten sam, co przed pół wieku... Ile piękna w tym Człowieku! Choć się trochę zmniejszył, zgarbił, Lecz na miłość tak zaskarbił... Dziadziuś się do żonki tuli, Bo i on dziś w tej Babuli Dawny urok znów odkrywa. I najczulej ją nazywa. Gdy przymruży nieco oczy, Z tej staruszki wnet wyskoczy Krasawica - taka sama Jak ta u ołtarza dama. Patrzą Mamy z dumną miną: Ten młodzieniec z tą dziewczyną wstępują na próg ołtarza, by przysięgę swą powtarzać... Goście milczą ze wzruszenia, Słońce barwy Świętym zmienia, rzuca tęczę na witraże i rozświetla Gościom twarze... Już się kapłan przygotował, kazanie piękne serwował i powoli a dokładnie Młodzi przysięgają... Ładnie brzmią ich głosy świeże. Ślubowali jak należy. W tem zagrali Mendelsona, Wychodzą i Mąż i Żona- uśmiechnięci, zapłonieni- patrzą w górę - zachwyceni, bo na jasnym nieboskłonie fala baloników tonie... Pofrunęły niczym ptaki, kreśląc optymizmu znaki. Już życzenia są złożone, fotografie też zrobione, wujek Marcin ciocie wiezie, te pytlują - ile wlezie, Potem trochę pokryjomu, twarz tynkują, ruch jest w domu... O dwudziestej już na Pradze, w nieco zmniejszonej powadze, przystrojony tłum młodzieży czyni szpaler jak należy. Marcin zjechał z wielką gracją, Tuż przy wejściu zrobił stację. Trzy ciocie suną... i stają. Na werandzie. Tam czekają dwaj kelnerzy. Szampan strzela, liczą lampki z Irą Ela. Państwa Młodych limuzyną przywiózł Tato z dumną miną. Są świadkowie - przestrojeni goście też jak odmienieni, wizytowe, wdzięczne stroje... Rodzice pociechy swoje błogosławią; chleb, sól dzielą i uśmiechem drogę ścielą... Sto lat! Sto lat - śpiewa wiara, szampan szumi, brać się stara jak najgłośniej, jak najszczerzej... Ewa gości wzrokiem mierzy i szerokim dłoni gestem mówi: „Dziś szczęśliwa jestem !” Ciocia Basia zachwycona, tuli Ewę w swych ramionach i omiata pejzaż miasta, które w legendę urasta. Tam, gdzie rzeki srebrna wstęga, część starówki po noc sięga. Podświetlone, mroczne gmachy patrzą na historii strachy, ale, słysząc głos muzyki wyciszają szepty, krzyki I topiąc strapienia w wodzie uczestniczą w tym pochodzie trzech pokoleń... Stuk obcasów zamaskował echo czasów- dawnych, zmierzchłych, zadumanych... Dziś jest Święto Zakochanych! Z kwiatów krąg już rozesłany, Państwo Młodzi idą w tany. Iwonka jak nimfa płynie... Ile wdzięku w tej dziewczynie!!! Jedną rączką welon trzyma, drugą tren sukni unosi, do Marcina - trzask - oczyma i o poklask Gości prosi. Gra muzyka, tłum bije brawo, druhny w lewo, to znów w prawo; jak sprężyny podrygują i seksowny zapach snują... Pierwszy świadek w tańca wian wplata urok swój i szpan; giętki, zwinny w piruecie ze świadkową - cud w duecie. Niespodzianek wciąż przybywa: Trzask!... Z konfetti chmurka spływa, a za chwilę: „Gorzko! Gorzko!” Iwonka, nieśmiało troszkę lekko dziobkiem męża trąca... Gra orkiestra ostro brzmiąca... „To za mało” - krzyczy tłum. „Gorzko!” - rośnie Gości szum... Coraz spieszniej gra muzyka! Coraz wyżej młodzież fika! Coraz mniej przy stole wiary... Nawet Babcie porwał Jary... Wujek z wdziękiem Elę toczy, czule zagląda w jej oczy... Co za gracja! Co za szpan! Piękny z siwym wąsem Pan! Jaka słodka ta „staruszka”! Młody szepcze coś do uszka: „Jestem kolegą Marcina, a ty jak na imię masz?” Roześmiana Iry mina, Basia śmieje mu się w twarz... Na parkiecie... niczym wiatr. Czy to Góral prosto z Tatr? Rękami powietrze Strzyże i hołubce... coraz wyżej! A ta młoda hit - dziewczyna podryguje jak sprężyna, chłopom oczy na wierzch idą... Jak kabaret „Pod Egidą”. Już nie jeden ale dwóch Satelitów przy niej. Uch!! Jak gorąco! Jak upojnie! Ewa piszczy: „Ale fajnie!”! I z wujaszkiem rusza w tan Jak lekko tańczy ten pan! Cały parkiet w tańcu spruł, Wdzięczny dyg i słodki śmiech, „Gdzie te czasy, kiedy... Ech!!” „Co tu myśleć? „Carpe diem!” Już za chwilę prosię zjem...” A tymczasem tort zajeżdża. Wiele pięter... niczym wieża. Zimny ogień z świecy skrzy babunia hamuje łzy... Młodzi kroją już tort duży, Goście jedzą az się kurzy... I następny etap trwa. To wycieczka! Hejże ha! Już „w pociągu” Młody z żoną... Wiele krain zaliczono: Czechy, Grecja i Hiszpania, no i Francja tez się kłania... W rytm kankana Tańczy Mama nóżka w górę, rączki w bok, Andrzej do niej równa krok... Jurek patrzy na swą żonę: „To artystka! Niesłychane!” Śmieje się z ciepłym humorem, gdy Krysia tańczy z wigorem. Pląsa aż się wzbija kurz! Czyżby była z Moulin Rouge? (Mulę Róż) Dziwią się widzowie srogo, Krysia przytupuje nogą i zmęczona - wreszcie wpada wprost w ramiona, tak sąsiada (tu się przypomina gadka o tym, co może...sąsiadka). Północ minęła i chrzestnej dłonie welon zdejmują. Ten wnet utonie zgodnie z tradycją w włosach panienki, która wiązankę pochwyci z wdziękiem. Już ważna chwila. Już oczepiny. Pędzą na parkiet rącze dziewczyny. Czekają na ten jedyny gest. Ślubna wiązanka... Fruwa! O, jest! Chwata ją zwinnie jasna blondynka - niby nieśmiała, sprytna dziewczynka! Jasny obłoczek wpina do głowy i dzierży kwiaty. Lecz nie gotowy jest jej scenariusz. Czeka nieśmiało, aby się zadość tradycji stało. Więc tak jak z Panną Młodą - korowód Chłopcy znów wiodą i już jest dowód męskiej zręczności. Muszka złapana i teraz dziewczę czeka na pana... Druhenka w tańcu kolankiem kusi... Drużba nie może, lecz Polak... musi... Piękny młodzieniec z trofeum bieży, Całuje ostro, tak jak należy. Lecz goście krzyczą: „Ach! Gorzko nam!” Oj, te okrzyki tak dobrze znam! Jeśli nie mogę całować ja, niech choć ktoś inny przyjemność ma.” I grzmi orkiestra. Wnet nowy tan. Tym razem wdzięczy się inny pan, bo go w balona strojnie przybrano i matce chrzestnej zajęcie dano. Zacietrzewiona broni co sił, by ojciec chrzestny nietknięty był. Tymczasem pękły inne balony. Raz! Raz! Obcasem... Konkurs skończony! Uff! Co za ulga! Chrzestna ucieszona: uratowała chłopu balona! No bo kochani, sami to wiecie: co bez balona chłop zrobi kobiecie? Chrzestne czekają... słodko im na duszy... Kiedy nareszcie ten kum kumę ruszy? Tu się na chwilę „poemat” urywa, bo mnie na kawę grzecznie Basia wzywa, lecz jeszcze wrócę na ten piękny bal bo jak nie pisać o innych? Żal!... Po dużej kawie i pełnym kielichu Po twórczej wenie „ni widu ni słychu”. Męczy się trudzi ciocia Terenia i z każdą chwilą zmienia punkt widzenia. Chce zapamiętać, że Andrzej prosi, aby utrwalić słodki uśmiech Basi. Więc snuję w wierszu weselny sen: Tak mruczy Andrzej: „oj wczoraj, hen nocą, na horyzoncie jego wzroku- sprężynka śmiga: więc równa kroku i przytupuje i głośno dyszy a o czym marzy? Nikt nie usłyszy... Po poprawinach, gdy wokół cisza, usłyszę prośbę, by do Kalisza przyjechać kiedyś, by wierszem strzelić i dzień jak co dzień wspomnieniem bielić. Jak tu dokończyć weselny hymn? Próbuję znowu odnaleźć rym, lecz mylę słowa, gdy zgodnym chórem batuta Krysi czyni wichurę: „Kto za tym, aby ciocia wspaniała za swą poezję Nobla dostała?” Hurra! - krzyknęła głośno wiara. Tylko niech ciocia się postara, wstydu nie robi, gubiąc w swym dziele moją obecność w pięknym kościele!!!. Tak mówią oczy i szepcze głos; obracam w myślach mych wrażeń trzos I wyszukują wciąż nowe sceny, które odchodzą w przeszłość z areny... Znów widzę parkiet i chłopców cwał, Jakby przez salę przeleciał szkwał. W środku krąg jasny Tu Pani młoda Jak eteryczny motyl w zawodach. Niby z żurnala słodko wycięta Tańczy jak trzcina gną się rączęta, Jak ważka z łąki - pląsa, wiruje A tłum ochoczo tańce kupuje, Zaś z Panem młodym - z tradycją zgodnie- Szaleją panny, wdowy - łagodniej Taniec kupuje ciocia Terenia, Lecz zaraz inna odbija, zmienia... Chwyta młodego ciocia Irenka; Znów odbijany, ciocia aż jękła, Potulnie swego krzesła potarła I wraz z innymi resztę tortu zjadła. A goście tańczą Polkę szaloną, Wiruje ostro Waldemar z żoną Stepuje zwinnie Konrad z Adrianną A Bartek tuli Agę roześmianą Irenkę Adam do tańca prosi I lekko, płynnie pod sufit wznosi Zbyszek na parkiet wtargnął zziajany I znów do młodej krzyczy odbijany. Liczą świadkowie, liczą; niestety Bo oszukano w końcu kobiety. A protoplasci - na innej scenie - Znajomym gestem gaszą „pragnienie”. „Sto lat” - raz jeszcze wodzirej prosi Coraz to nowe toasty wznosi. Znów: „Po raz pierwszy za młodą parę!” I „za małżeństwo wierne acz stare!” Oj nie jest łatwo przeszło pół wieku Widzieć Romea w jednym człowieku. Lecz w tej niezwykłej, pięknej rodzinie Dziwny romantyzm przez duszę płynie... Więc wielu pięknych toastów - Najserdeczniejszy - za protoplastów. Były też czułe słowa kibiców Na cześć wspaniałych, mądrych rodziców: „Wspaniałych rodziców mam” - śpiewa z innymi tę pieśń Iwona, całuje dłonie matek, wzruszona i gładzi ojca twarz dobrotliwą, a obok Marcin z miną szczęśliwą, gdyż i on także serdecznie tuli ręce teściowej i swej matuli; wraz z młodą żoną powtarza szczerze: „cudni rodzice”. Ja też w to wierzę. Tymczasem pędzi gości gromada na zewnątrz sali. Tam - „ogniostrada!”. Z gwizdem i świstem ogniste kwiaty upstrzyły nieba ciemne granaty. Spłoszoną minkę zrobiła Ewa. Trochę się lęka, ale nie gniewa: a gościom oczy radośnie lśnią; wzruszonej babci usta drżą... Wreszcie ucichły syki i strzały; wszyscy pobiegli, gdzie stół wspaniały; pieczone prosię, pikantny grill; to jest zabawa! I to jest styl! Każdy łakomie prosiaka wcina z kaszą gryczaną. Oj, leci ślina... Do tego dwa pikantne sosy... pełne uznania i pochwał głosy... Oczy się gościom niektórym kleją, jednak chcą dalej... zgodnie z koleją zaplanowanych wcześniej dań... Zmęczenie mija w kręgu pań, gdy chłoną piękno Starego Miasta... Tańczy noc, gwiazdy... Euforia wzrasta... Już nie na sali, lecz na tarasie rytmy wybija Marcin na obcasie. Jego partnerka jak jasny sen wdzięcznie rozwija swej sukni tren... a mama Krysia w twiście się wygina... tymczasem bije czwarta godzina. Zniknęły cicho niektóre pary, lecz nie Dziadkowie. To nie do wiary, ile w nich siły, werwy, ognia podsycanego miłością co dnia... No cóż, Marcinku, posłuchaj rady i wraz z Iwonką pójdźcie w Dziadków ślady, a może kiedyś, za pół wieku, nocą, wasi wnukowie znów to rzekną z mocą: „Wspaniałych Dziadków mamy, ich piękno dziś dostrzegamy...” A na parkiecie wciąż wielki pląs; chrzestny Iwonki podkręca wąs, czarując panie swą męską mina w tan rączo skoczył...z własną dziewczyną! Basia poprawia rozwiany włos i puszcza oko; śmieje się w głos... Tam dalej widać chrzestnych Marcina: pan przytupuje, skręca się, zgina, potem partnerkę uchwycił w pół, podrzucił w górę, przechylił w dół; ona w tłum gości wnet daje nura, a oni klaszczą, krzycząc: Hura!” tam lustra oczu, biegnąc po sali, coś wypatrzyły...Ktoś tańczy w dali... Kto? Stryj Iwonki! Już każda dama dostrzegła urok i wdzięk Adama Subtelny krok i lekki skłon i obrót w bok Jak tańczy on! Obok Irenka - Giętka jak wąż niczym Artystka stepuje wciąż. Do swego męża równa krok miłośnie lśni jej jasny wzrok... Niczym na łące lekka mgła córa Irenki w taniec szła, za ojca gestem łapie rytm, wachluje gości włosem swym. Jak młoda sarna tańczy Agnieszka, a przy jej boku - miły koleżka topi w partnerce brokat swych oczu, wreszcie zziajany na ławie spoczął. W jasnych spodenkach wciąż sprężynuje młodziutkie ciało: „ Oj, bo zwariuję!” Śmieje się Basia, widząc Andrzeja, gdy go „sprężysta” kusi „zawieja”. W rytmie szalonym Andrzej się chwieje... Tymczasem za oknami dnieje... Niejeden tancerz już ledwie dyszy, lecz nie ustaje, bo zew krwi słyszy. Wiotka gałązka - ta Panna Młoda prym dalej wiedzie w tanecznych godach. Już świta. Ranek się wolno skrada, patrzę na oczy mego sąsiada, a jest nim Jurek - mój szwagier miły - taktowny, trzeźwy, nie traci siły. Troskliwym okiem gości taksuje i coraz nowe „dania” serwuje. Wykwintne jadło, chłodne napoje... Pan Balu - Tato dwoi się, troi... Wszystko w porządku. Już się nie biedzi, uspokojony, tłum gości śledzi... Patrzy Kurt Newby na polski bal, że to nie jego ślub - jest mu żal... Amerykanin, a Polskę sławi! Nigdzie jak tutaj tak się nie bawił. I jego mamę zdziwienie bierze. „Super tradiction” - powtarza szczerze. Koniec zabawy....Znużeni goście pełzną do domów. By było prościej, część z nich ochoczo jadło przenosi, bo Mama młodej na śniadanie prosi. Od wczesnych godzin na Gombrowicza bliska rodzina „kliny zalicza”. Trzy ciocie razem z wujkiem Marcinem wybrały przyzwoitszą godzinę, więc o czternastej - w słońca promieniach - w ogródku słychać gwar i zwierzenia... Smukły świerk srebrną pochylił głowę i podsłuchiwał całą rozmowę... Adam o pracy miło rozprawia Marcin swe doświadczenia wznawia Irenka głosem pełnym beztroski układa pean - o Krzekotowskich, a ojciec chrzestny (od Marcina) zalety swego rodu wspomina. Dziadziuś z Babunia - uśmiechnięci - jak na obrazkach dawni święci. A w domu, w głębi - na drugim planie mycie, prezentów oglądanie.... W ogródku dama z ambasady najdowcipniejsze tka tyrady. Mama Krysia - pierwsza dzisiaj! Aby dodać sobie blasku rozpoczęła od toastów: Niech będą zdrowe pracowite teściowe! Gdy rodzinka się poszerzy, będzie dla nich etat świeży! Zdrowie Krzekotowskiego oraz zięcia jego! Dziś Pan Młody z Panią Młodą prym przy własnym grillu wiodą. Gdy już gości obsłużyli w fotografów się zmienili, więc oprócz toastów słyszę: „Marcin! Bo zmarnujesz klisze!” To mama Krysia pozuje i swój dowcip wszem serwuje. Jurek pełen elegancji, fason trzyma; tolerancji dowód daje Krysia w żartach nie ustaje... i podkreśla też z ochotą, co dla niej lepsze niż złoto: „Na wszystkie troski - Jurek Krzekotowski!” Słońce się za domy chowa, gdy rodzinka (z Pacanowa) czyni pożegnania gest. Żal odjeżdżać... Cudnie jest! Cóż! Całują się trzy siostry, odjeżdżają ciocie trzy Marcin bierze wiraż ostry, w oczach jego radość lśni. Co za szczęście na weselu tak wspaniałym gościem być. W życiu takich chwil niewiele... Teraz tylko wspomnień nić... Jaka cudna chrzestna córa - myśli ciocia z głową w chmurach, Jaka niesłychana szkoda, że wszystko jak rwąca woda.... Nic dwa razy się nie zdarza, tak i ten cud u ołtarza... Starki, jak przydrożne świątki, tulą w pamięci dwóch dni pamiątki... Niezapomniane, sierpniowe święta także i młodzież zapamięta... Jestem szczęśliwa, że i ja tam byłam, że czarę wrażeń wraz z innymi piłam i się bardzo weseliłam. Dziś z moich myśli wciąż ognisko dymi, bo w tym ognisku Amor tkwi olbrzymi. K o n i e c Z okazji Brylantowych Godów Kochanym Dziadziusiom Iwonki i Marcinka dedukuję ten wiersz Autorka : Teresa Dominiczak Szczecin : Sierpień 2000